piątek, 29 kwietnia 2016

Jak zostać architektem krajobrazu i (nie) zwariować

Moi Drodzy!

Na dniach zakwitną kasztanowce (choć Gąssowski śpiewał, że kasztany). To znak, że zbliża się matura! Pomyślałam zatem, że może wśród sympatyków Wielokąta są osoby, które stoją tuż przed egzaminem dojrzałości. A już na pewno są tu osoby, które tegorocznych maturzystów mają wśród rodziny i znajomych :-) Ten wpis kieruję szczególnie dla Was. Jeśli macie dylemat co dalej zrobić ze swoim życiem, jaki kierunek studiów wybrać… A może zastanawialiście się sami nad ogrodnictwem lub architekturą krajobrazu, ale nie macie co do tego pewności… Ja dziś przybliżę Wam w telegraficznym skrócie relację z moich studiów. Powiem Wam o wszystkich wadach i zaletach zostania architektem krajobrazu ;-)

Mówi się o nas różnie… Żartuje się, że to kierunek dla osób, które nie dostały się na „zwykłą” architekturę i urbanistykę czy uniwersytety artystyczne. Ot, taka alternatywa, w końcu w tytule zawodowym skrót arch. się pojawi. Tyle, że arch. kraj. … Krajobrazu. Nie budynków. Nie układów przestrzennych miast i osiedli. Ba! NIE OGRÓDÓW. Krajobrazu. Czyli, że co? Co to znaczy? Czego dotyczy?

Ostatnio chwyta mnie refleksyjny nastrój. Patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość i głęboko analizuję. Kim jestem? Jaką drogą i dokąd doszłam przez te 4 lata (bo tyle póki co to trwa) studiowania architektury krajobrazu?… Jak było? Jak jest?

Droga, którą przyjdzie Ci przejść, jeśli zdecydujesz się studiować ten kierunek, będzie drogą usłaną różami. Tak. Całymi różami. Ich pięknymi i pachnącymi kwiatami. Ich zielonymi liśćmi. I oczywiście ich kolcami. Pójdziesz nią raz z górki, raz pod górę. Pójdziesz po prostej i po krętych zaułkach. Czasem pobiegniesz nią pełen entuzjazmu i zachwytu. Czasem będziesz wlókł się bez nadziei. Pójdziesz wśród pięknych, starych alei. A czasem przez puste, szare ścierniska. Czasem w towarzystwie wspaniałych osób. Czasem zupełnie sam. Rozpędzisz się. By za moment zatrzymać się w jakimś martwym punkcie. Czasem przystaniesz i zachwycisz się. Czasem upadniesz i zapłaczesz. Pójdziesz naprzód. Nie raz odwracając się za siebie, szukając powrotu. Powiesz: „to jest moja droga!”. Wykrzyczysz w rozpaczy „mam dość”.

Ja na swojej drodze widzę już horyzont. Dlatego jest mi łatwo ocenić obiektywniej, wszystko co dane mi było przeżyć (choć został jeszcze rok i wiem, że nie raz jeszcze coś mnie zszokuje, że jeszcze niejeden zakręt przede mną). I dlatego mówię Ci pomimo tych kolców – nieprzespanych nocy, zapuchniętych od siedzenia godzinami przed monitorem oczu, płaczu i bezsilności, gdy komputer umiera podczas zapisu finalnego projektu… pomimo setek nazw łacińskich, które musisz regularnie wykuwać, pomimo boleści ręki, gdy malujesz trzecią już pracę w przeddzień zaliczenia z malarstwa. Pomimo obrzydliwie zimnych i ciemnych wieczorów spędzanych w paskudnych murach uczelni. Pomimo pięknych, wiosennych popołudni, które musisz poświęcić na siedzenie w tych samych, paskudnych ścianach. Pomimo tego wszystkiego mówię Ci: NIE MA PIĘKNIEJSZEJ DROGI.
Mówię Ci tak, ponieważ zwariowałam. Nie da się bowiem zostać architektem krajobrazu i nie zwariować :-)

A co w tej drodze jest pięknego?

Nic. Jeśli nie kochasz przyrody. Jeśli nie lubisz się rozwijać. Nic, jeśli nie ma w Tobie chęci, by poszukiwać, kreować, przetwarzać. Nic a nic, jeśli nie umiesz spojrzeć na otaczającą Cię przestrzeń jak na dzieło, które musisz chronić, szanować, podziwiać, dobrze kształtować. Jeśli nie umiesz docenić, że ten zawód daje Ci – jak nikomu innemu – możliwość pracowania w sposób profesjonalny na najbardziej… zadziwiającym, tajemniczym, nieokiełznanym materiale – NATURZE.

Jeśli nie posiadasz tych wszystkich… umiejętności, nie martw się. Ja też nie posiadałam zaczynając studia. To rodzi się w Tobie z czasem (albo i nie – wtedy prędzej czy później rzucasz studia ;-) ). I właśnie te narodziny są piękne. Kiedy odkrywasz w sobie to, kim się stajesz.

Stajesz się przyrodnikiem. Artystą. Architektem. Inżynierem. Psychologiem. Obserwatorem dosłownie wszystkiego: roślin, zwierząt, ludzi, budynków, budowli, sztuki.

Czasem będzie Cię to bardzo męczyć. Szczególnie na początku. Ponieważ odtąd będziesz patrzył na świat – z autobusu, przez okno, przechodząc przez ulicę, siedząc w parku – przez tak wiele pryzmatów i pod różnymi kątami, że zakręci Ci się w głowie od nadmiaru.

Najpierw będzie Ci doskwierać podświadome rozpoznawanie gatunków drzew, krzewów, chwastów i roślin ozdobnych. Będziesz to robił ciągle, wszędzie. Robinia, lilak, lipa – tylko która?, klon. Jak się nazywała ta kulista odmiana? Przyjdzie Ci na pewno wykonać pędownik na dendrologię. Zielnik z chwastami na botanikę. I z roślinami ozdobnymi na tak samo nazywany przedmiot. Pamiętam… łącznie zasuszyłam kilkaset wszystkich roślin (jakieś 300 na zaliczenia, resztę hobbystycznie, oczywiście nie w jednym semestrze). Regularne przekładanie ich do świeżych gazet… było wyzwaniem. I znów zaczniesz obserwować bacznie trawniki i ugory. Przypominać sobie łacińskie nazwy tasznika i cykorii podróżnik, zastanawiając się jaką jeszcze roślinkę mógłbyś przygarnąć do zielnika, by osiągnąć wymagane 100 gatunków.

Gdy tylko zaczną się pierwsze zajęcia projektowe, poznasz podstawowe zasady kształtowania krajobrazu i  całą terminologię, będziesz w głowie rozróżniał typy wnętrz krajobrazowych, analizował ich kompozycję (na każdej ulicy, placu, w parku i ogrodzie). Potem z analizatora przejdziesz w etap projektanta. To będzie lawina! (pamiętaj, że rozpoznawanie gatunków nie mija mimo to :-P) Będziesz wszędzie szukał miejsc wymagających zmiany czy wprowadzenia nowych elementów. Oczami wyobraźni będziesz stawiał w publicznych przestrzeniach ławki, trejaże, donice, oświetlenie. Za chwilę dojdą ogrody prywatne. To może naprawdę wkręcić. Będziesz strzelał oczami za płoty, analizował poprawność doboru gatunków, materiałów, „mebli” i myślał, jak Ty byś to urządził, w jakim stylu.

W międzyczasie trafi się kilka przedmiotów odnoszących się do historii architektury, gospodarki przestrzennej i urbanistyki. Zaczniesz zatem rozpatrywać wygląd, styl budynków. Ich charakter, to, czy pasują, czy dominują, czy degradują widok, czy raczej go upiększają.

Nie obędzie się bez przedmiotów stricte przyrodniczych: trafi się ekologia, ochrona środowiska, przyrody, krajobrazu, zwierząt itp. itd. To rozszerzy znów Twój punkt widzenia o bardzo dużą skalę. O lasy, łąki, torfowiska, wrzosowiska. Chronione rośliny. Staniesz się ornitologiem i entomologiem (dla niewtajemniczonych będziesz uczył się – zapewne sporo – o owadach). Obserwując ptaki i owady oczywiście będziesz operował nazwami łacińskimi ;-)

Pomiędzy tymi filarami trafią się przedmioty… różne. Matma, fizyka, symbolika roślin, żywność w kulturze i wierzeniach, wychowanie fizyczne, język obcy, TI, prawo, ekonomia, technologie pracy umysłowej a nawet etykieta (nie żartuję, uczono mnie na studiach jak rozkładać widelce na stole!), z których jednego nauczysz się na pewno – POKORY.

Pamiętaj też, że różne przedmioty będą wykładać różni specjaliści z różnych dziedzin. Będą Cię próbowali przeciągnąć na swoją stronę. Ogrodnicy będą mówić Ci, że jesteś projektantem ogrodów. Architekci będą mówić do Ciebie tak, jakbyś miał zostać wielkim urbanistą, planistą. Część z nich będzie uczyć Cię, jak zbudować dom, jezdnię i most zwodzony. Nie spodziewaj się usłyszeć z ich ust słowa „roślina”. Będziesz miał też do czynienia z ekologami i biologami – oni będą mówić Ci, że jesteś architektem krajobrazu czyli „czegoś dużego”, w związku z czym utożsamią Cię z osobą idealną do zajmowania się obszarami chronionymi – parkami narodowymi, krajobrazowymi, rezerwatami itd. Będą także Ci uniwersalni. Podadzą Ci wiedzę przydatną dla każdej skali – ogródków, przestrzeni miejskich, dużych parków. Jedni mogą negować postulaty drugich. Ale każdy z nich w inny sposób uczy Cię wrażliwości, nowego spojrzenia na konkretną dziedzinę. Pojedyncze elementy tej wiedzy wspólnie stanowią całą układankę. A Ty im więcej się uczysz i poznajesz, tym łatwiej Ci tę wiedzę segregować, oceniać i wartościować od najbardziej do najmniej dla Ciebie przydatnej. Sam czujesz co Cię najbardziej kręci, na którą stronę się przechylasz. Jaką drogę wybierasz. Czy bardziej betonową? Czy zieloną?

Kończąc ten wywód – chcę Cię naprawdę zachęcić do zostania architektem krajobrazu. To droga pełna niespodzianek, jedyna w swoim rodzaju. Choć momentami sfrustrowany, będziesz wciąż blisko natury, architektury, ludzi – wszystkiego co Cię otacza. Śmiem twierdzić, że mało który zawód ogarnia tyle dziedzin, tyle aspektów naraz. Na to wszystko możesz mieć wpływ. Możesz to kształtować, zmieniać lub chronić przed zmianami. Umiesz to ocenić. Rozumiesz, jak mało kto, i znasz swoje otoczenie. Rozpoznajesz gatunki wszystkich form roślin (drzew, krzewów, pnączy, roślin zielnych – pospolitych i ozdobnych), zwierząt (w tym wiele owadów ;-)), style ogrodowe, style architektoniczne, typy krajobrazu, zbiorowiska przyrodnicze. Umiesz analizować potrzeby ludzi (oceniasz, gdzie lubią przesiadywać, którędy chodzą, co mógłbyś im zaoferować w danym miejscu). Pracujesz w każdej skali – umiesz zaprojektować mały ogród, miejski plac, wybrać miejsce, z którego pokażesz innym piękny, daleki widok na łąki, lasy i wzgórza.

Jesteś wtajemniczony we wszystkie procesy jakie zachodzą na konkretnej przestrzeni – tu i teraz. W przeszłości i przyszłości. To zrozumienie daje Ci poczucie totalnego związania z otoczeniem. Czujesz, że stanowisz tego część. Że jesteś na dobrej drodze.


Nigdy nie przestaniesz nią iść. Jeżeli raz się na niej znalazłeś, już nie wrócisz do normalności. Nie spojrzysz przez okno bez zrozumienia. Bez analizowania, bez oceny, bez zachwytu lub wyobrażania sobie zmian, które byś wprowadził. Już zawsze będziesz wariatem zakochanym po uszy w pięknie tego świata. Taki właśnie jest architekt krajobrazu.


niedziela, 24 kwietnia 2016

Ścieżka za 20 zł

Kochani,

czasem nie możemy lub nie chcemy wydawać większych pieniędzy na poszczególne elementy, budujące nasz ogród. Ja jestem w dokładnie takiej sytuacji – kawałek ziemi, który użytkuję za swoim blokiem nie należy tylko do mnie. Zatem większe inwestycje nie mają tu dla mnie sensu. Wszystko co na nim posiadam – rośliny, materiały, ozdoby – dostałam od rodziny, znajomych, sąsiadów… Nadaję drugie życie przedmiotom, które dla pierwotnych właścicieli już dawno straciły znaczenie. Wykorzystuję wtórnie materiały. Można powiedzieć, że prowadzę schronisko dla roślin, które w innych ogrodach nie są już potrzebne lub jest ich za dużo. Czasem zakupię pojedyncze egzemplarze i wysiewam różne gatunki, które mnie interesują i zachwycają, by obserwować ich „zachowanie” w skrajnych warunkach, jakie im zapewniam ;-) Nie mniej jednak staram się, by pomimo rozgardiaszu gatunkowego i kolorystycznego, utrzymać estetyczny wygląd całości, w jakiś sposób… spójny. W tym roku mija trzecia wiosna, odkąd założyłam rabaty (które wciąż powiększam, by wepchnąć gdzieś jeszcze kolejną zabłąkaną roślinkę, której ktoś chce się pozbyć).

Od dłuższego czasu zastanawiałam się co zrobić z nieestetycznym przedeptem trawnika, nie wydając na to więcej niż ewentualne 20zł. Miałam do wykonania trochę ponad 6m ścieżki. Udało mi się to zrobić za dwadzieścia kilka zł! A oto co wykorzystałam:

plastikowe obrzeże (13zł)


3 worki kory ogrodowej (3,5zł za sztukę)



Najpierw wytyczyłam sobie przebieg mojej ścieżki. Starałam się, aby pokrywała się jak najbardziej z istniejącym przedeptem. Nie ma sensu zmiana utartej trasy, bowiem wszyscy użytkownicy przyzwyczaili się do niej i nie będą chcieli korzystać z nowego, obcego im biegu.

Następnie wykopałam rowki po dwóch stronach ścieżki, w które wsadziłam plastikowe obrzeże. Obrzeże te przecięłam na całej długości na dwie części – nie było mi potrzebne tak wysokie, jak zaoferował producent. Chciałam, aby wystawało znad ziemi jedynie 1cm i stanowiło możliwie jak najmniej widoczny ogranicznik, chroniący przed przesypywaniem się kory na trawę.

Po wkopaniu obrzeża wyrównałam całą powierzchnię nowopowstałej ścieżki za pomocą grabi i dużej deski.

Następnie wysypałam na ścieżkę cienką warstwę kory.

Na sam koniec obsiałam zewnętrzne brzegi trawą. Teraz czekam aż wyrośnie i zamaskuje ogranicznik.




Założenie bardzo proste i tanie. Idealnie wpisuje się w ideę mojego ogródka z recyklingu. Co również dla mnie ważne, po korze chodzi się przyjemnie i miękko. Jeśli potrzebujecie stworzyć w swoich zielonych zakątkach mniej oficjalną, oryginalną ścieżkę – możecie to zrobić z powodzeniem niskim kosztem i niezłym efektem wizualnym ;-) Powodzenia!

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

CHWAST CZY OZDOBA?

Kochani, a Wy co uważacie? 
To co widzimy na zdjęciach, to całe połacie jasnoty purpurowej, którą powszechnie uważamy za bezużyteczny chwast. O ile w dokładnie zaplanowanym ogrodzie jej obecność może popsuć nasze szyki, o tyle w przestrzeni miasta wygląda... ZJAWISKOWO! Przechodzę tędy każdego dnia, tuż obok przebiega bardzo ruchliwa trasa. A mimo to można tu spotkać mnóstwo motyli, pszczół i trzmieli, ponieważ roślina ta posiada miododajne kwiatki <3Emotikon heart
Zaletą jasnoty jest to, że kwitnie od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Z łatwością dopasowuje się do trudnych warunków na przydrożach i nieużytkach. Sadząc / siejąc jasnotę w przestrzeni miasta możemy osiągnąć naprawdę ciekawe efekty wizualne bardzo niskim kosztem i - co ważne - zapewnić pożytecznym owadom miejsca pracy!







Emotikon smile

wtorek, 12 kwietnia 2016

Balkon dla biznesmena - proste triki i rośliny dla zapracowanych

Znam kilka osób, które posiadają spore balkony, na których trzymają jedynie zeszłoroczną choinkę. A to dlatego, że „są zbyt zapracowani”, „nie mają czasu, by dbać o balkon, o rośliny”, mówią: „to nie dla mnie”, „mam ważniejsze sprawy”.

Jeśli pracujesz w dużej korporacji prowadzisz biznes, jesteś zaangażowany w wiele projektów naukowych i w Twoim grafiku nie ma szans na dopisanie kolejnej pozycji, dotyczącej urządzenia balkonu, tym bardziej balkon jest Ci niezwykle potrzebny! Do relaksu, chwili wytchnienia na świeżym powietrzu… spojrzenia w niebo, zatrzymania się na chwilę.

Mówię Ci – stań, popatrz przez balkonowe okno i zrozum, że coś tracisz…

A ja postaram się podpowiedzieć Ci, jak niskimi nakładami pracy stworzyć balkon, na którym zarówno będzie można zrelaksować się po ciężkim dniu pracy, jak i zasiąść wygodnie z laptopem, gdy zajdzie potrzeba pracy w domu.

Do aranżacji Twojego balkonu potrzeba TRZECH KOMPONENTÓW: SIEDZISKA STOLIKA I DONICY. To trio, które zaspokoi podstawowe potrzeby: funkcjonalność i estetykę.

Maksymalnie prosty zestaw - krzesła + stolik + donica. I balkon urządzony!


Aby skutecznie ograniczyć czas, który trzeba poświęcić na utrzymanie balkonu w należytej formie, należy nastawić się na minimalizm w każdym aspekcie. Twoim jedynym zadaniem musi być ewentualne przetarcie stolika z kurzu i rzadkie chwycenie konewki w dłoń. Poza tym RELAX.

Meble, czyli wspomniane stolik + siedzisko (-a) powinny być bardzo proste w formie, bez wyszukanych zdobień czy wyrafinowanych kształtów.

Im więcej „zakamarków” będzie posiadało Twoje siedzisko, tym więcej czasu spędzisz na ich czyszczeniu. Warto wybrać meble kubełkowe, stanowiące nierozczłonkowaną całość lub klasyczne, uproszczone formy ławek, krzeseł czy hamaków. Powinny one być utrzymane w nowoczesnym stylu, wykonane z drewna (kompozytu, zwykłe będzie trzeba impregnować), metalu lub tworzyw – dobrych jakościowo plastików czy plexi. Ważne, aby były dla Ciebie bardzo WYGODNE i zachęcały Cię do wyjścia i odpoczynku na nich.

Podobne zasady dotyczą wyboru stolika. Powinien on być maksymalnie uproszczony. Blat powinien być matowy – gdy wybierzesz błyszczące szkło, będziesz stale przecierać pyłek, kurz, ślady po szklance, odciski palców i zacieki po deszczu. Stolik musi mieć też odpowiednio dobraną wysokość, by z pozycji Twojego siedziska z łatwością można było odłożyć kubek kawy, szklankę whiskey czy laptopa.

Proste leżanki + kilka donic - możesz leżeć, czytać, pić kawę, rozmawiać - cieszyć się chwilami na świeżym powietrzu!

Siedzisko ze stolikiem w jednym - praktycznie, nowocześnie, elegancko





Ostatnim elementem, którego nie może zabraknąć na Twoim balkonie są ROŚLINY. Nie denerwuj się! Jest kilka gatunków, z którymi nie będziesz miała / miał żadnych problemów i jeśli zapomnisz przez chwilę o istnieniu konewki – tym lepiej dla nich! Oto one:

·         byliny gruboszowate – są wyjątkowo odporne na suszę – rozchodnik ostry, rozchodnik biały, rozchodnik Ewersa, rozchodnik okazały, rojnik pajęczynowaty, rojnik ogrodowy

Sukulenty w betonowych donicach to kwintesencja balkonowego minimalizmu

Rojnik 'Othello' to jedna z wielu odmian sukulentów, które idealnie sprawdzą się w trudnych warunkach

·         trawy – idealne do nowoczesnych założeń, bardzo odporne na brak wody – wydmuchrzyca piaskowa, ostnica, szczotlicha siwa, kostrzewa owcza

Ostnice w połączeniach z donicami corten wyglądają bardzo nowocześnie



·         byliny efektownie kwitnące: lawenda wąskolistna, goździk kartuzek, macierzanka piaskowa, werbena patagońska, liliowiec ogrodowy

Niskie macierzanki czy goździki można hodować w płytkich donicach ułożonych na podłodze

Ponadczasowa, łatwa w uprawie lawenda

·         niskie krzewy: sosna górska / kosodrzewina (odporna na skrajne warunki!), odmiany jałowców

Bukszpany ozdobią Twój balkon na cały rok - minus? Musisz częściej pamiętać o podlewaniu!

Proste leżaki i minimalistyczny stolik, a do tego iglaki w doniczkach - nic dodać, nic ująć



Rośliny te możesz hodować z powodzeniem, w zasadzie nie robiąc nic. W stylowej donicy każda z nich wspaniale ożywi Twój zewnętrzny pokoik. Najlepiej na balkonie utrzymanym w stylu minimalistycznym i nowoczesnym sprawdzą się donice betonowe, stalowe, z włókien szklanych i drewniane.

Kolory, które powinny zdominować Twój biznes-balkon to przede wszystkim biel, czerń, szarości, pastele oraz połączenia barw stonowanych z jednym, jaskrawym, silnie kontrastującym kolorem.

A poniżej trochę inspiracji :-)













Na tym mogę zakończyć artykuł! Tak – to tyle! Tylko tyle musisz zrobić, aby Twój pokój pod chmurką stał się Twoim niezawodnym azylem, miejscem, które od teraz możesz eksploatować kiedy i jak tylko potrzebujesz! Trzy składniki – wystarczające minimum, do którego oczywiście możesz, jeśli chcesz, dorzucić swoje trzy grosze w postaci stylowej rzeźby, prostej dekoracji, oświetlenia, przesłony odgradzającej od sąsiada, gazetnika a nawet miniaturowej fontanny. I biznesowy balkon gotowy! :-)

niedziela, 10 kwietnia 2016

Refleksje z "Kokoryczowego Wzgórza" - czyli pałac i park w Radojewie

Nie wiem jak ja to robię, że zwiedzanie przeze mnie zabytkowych ogrodów, parków i rezerwatów przyrody odbywa się zawsze w nieco ponurej aurze! Ale tak, jak już pisałam przy relacji ze Śnieżycowego Jaru – bardzo to lubię – jest wtedy bardziej refleksyjnie i kameralnie (bo mało kto lubi spacery w mżawce i chłodzie). Wczoraj udało mi się odwiedzić kolejne miejsce z mojej listy wymarzonych i możliwych do odwiedzenia na ten czas. RADOJEWO – dawna wieś należąca najpierw do klasztoru cysterek, w późniejszym okresie do niemieckiego rodu von Treskow – dziś część Poznania, w której czas jak gdyby się zatrzymał…

Radojewskie pola <3 (ten ludek na horyzoncie to ja, gdybyście nie poznali ;-) )

Powodem mojej wizyty tu – akurat w tym konkretnym czasie – było nic innego, jak masowe kwitnienie kokoryczy w runie tutejszego parku przypałacowego. Ale najpierw kilka słów o samym pałacu i ogrodzie.




W 1825 roku Zygmunt Otto von Treskow wybudował w Radojewie pałac dla swojego syna. Posiadłość zlokalizowano na skarpie górującej nad doliną Warty. Połączona była osią widokową z główną siedzibą rodu, położoną po drugiej stronie rzeki – w Owińskach. Pałac należał do rodziny von Treskow do 1945 roku. W latach 60. służył jako siedziba szkoły podstawowej, potem jako mieszkania. Obecnie budynek należy do Miasta Poznań. Niestety… popada w totalną ruinę.

Pałac przed 1833 rokiem
Pałac współcześnie...


W sąsiedztwie pałacu znajduje się kapliczka Matki Boskiej, o którą stale dbają współcześni mieszkańcy (jest to jedyne zadbane na terenie całego założenia miejsce).



Przy pałacu powstał, zaprojektowany przez pruskiego architekta krajobrazu Piotra Lenné, 15 hektarowy park krajobrazowy. Jest on po części zlokalizowany na stromej skarpie doliny Warty i w naturalny sposób łączy się z łęgami ją porastającymi. Ścieżki lawirują pomiędzy okazałymi drzewami, prowadzone w typowy dla XIX wiecznych założeń sposób – tak, aby widoki wciąż się zmieniały i eksponowały naturalny charakter krajobrazu. Ukształtowanie terenu tutaj robi naprawdę duże wrażenie!

Pokaźne pagórki i zagłębienia pokrywają cały park!


Znajdziemy tu charakterystyczny dla ogrodów krajobrazowych, kopiec widokowy ze sztuczną ruiną, z której kiedyś można było obserwować dalekie widoki za rzeką. Dziś jest to niemożliwe przez zarośnięcie przedpola samosiewami. Ruina cały czas staje się obiektem aktów wandalizmu. Zaobserwowałam wczoraj, że otwory i szczeliny pomiędzy cegłami służą także jako domek dla tutejszych pszczół (co jest akurat wiadomością pozytywną ;-) ).


Miejscowi "graficiarze" skutecznie zajęli się zabytkowym murem...


W parku wyznaczono niewielki obszar służący jako leśny cmentarz rodzinny. Obecnie jest on zaniedbany i ulega ciągłym dewastacjom. Wokół możemy doszukać się bluszczu, barwinków i przepięknych mszaków. Mnie osobiście drażnią sztuczne kwiaty i plastikowe znicze, które przynoszą tutaj ludzie. Po pierwsze dlatego, że potem ich nie sprzątają, w konsekwencji wokół leży pełno śmieci, a po drugie – czy jaskrawe, tandetne żonkile godzą się z klimatem zacisznego, leśnego cmentarza?










Lenné stworzył w ogrodzie trzy zbiorniki wodne o naturalnie ukształtowanych liniach brzegowych. Zostały one obsadzone platanami, które dziś stanowią imponujące pomniki przyrody. Szczególnie jeden z nich… Jest niesamowity!!!







I na zakończenie – powód mojego przyjazdu tutaj. Kokorycze! I ogólnie wiosenny aspekt runa, tworzony przez: rannika zimowego, złoć żółtą i złoć łąkową, zawilca gajowego, kokorycz pustą i pełną, miodunkę ćmą oraz fiołka wonnego. W całym lesie unosi się wspaniały, słodki zapach kwiatów! Runo jest różowiutkie i wprawia w całkowity zachwyt <3 Stąd wzięła się alternatywna nazwa parku – „Kokoryczowe wzgórze”. Miała to być nazwa projektowanego na tym terenie rezerwatu przyrody, inicjatywa jednak podupadła.


Całe połacie kokoryczy, dosłownie wszędzie!



Pierwsze kwiatki ziarnopłonu wiosennego
Kwitnie też miodunka ćma

i fiołek wonny


Przez całe dwie godziny tutaj spotkaliśmy raptem kilka osób. Jest to wspaniałe, zaciszne miejsce, dla prawdziwych miłośników przyrody.




Przykrych jest dla mnie kilka faktów. Po pierwsze – pałac i park wpisane są do rejestru zabytków. Ponad 10 lat temu powstała inicjatywa utworzenia tutaj „Cysterskiego parku kulturowego Radojewo – Owińska”, która miała na celu przywrócenie i zachowanie dziedzictwa kulturowego i krajobrazowego związanego z działalnością cysterek. O ile w Owińskach dobrze się dzieje, o tyle Radojewo popada w ruinę. Po drugie – teren ten objęty jest ochroną w ramach Natury 2000. Można znaleźć o tym informację w Internecie, ale nie na miejscu. W związku z tym, świadomość ludzi może być nieco ograniczona – może dochodzić do zadeptywania runa, ścinania roślin i ogólnych, nieodpowiednich na chronionym terenie zachowań. I tak się właśnie zastanawiam...
Czy Poznań naprawdę chce stracić to malownicze, niezwykle wartościowe, ciche i nostalgiczne miejsce?