Moi Drodzy!
Czy Wam też czas ucieka
zdecydowanie zbyt szybko?
Nawet nie wiem kiedy minęły dwa
tygodnie od mojej wspaniałej wycieczki do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego
i tydzień od wizyty w Rogalinie, o których chcę Wam koniecznie opowiedzieć!
Zacznijmy od początku, czyli od
Lednogóry. Pierwszy raz byłam tam parę lat temu. Na wycieczkę zabrała nas mama
mojego F. Byliśmy wtedy nastoletnimi dzieciakami i chodzenie po muzeach nie
należało do przyjemności. Nie interesowałam się wtedy ani ogrodami, ani
ruralistyką, ani wiejskim życiem, stylem, obyczajami... Dziś można powiedzieć,
że jestem przedstawicielką współczesnej chłopomanii. Kocham wiejskie krajobrazy
– pola, łąki, lasy… Kocham wiejskie chatki otoczone malwami, słonecznikami i
floksami. Kocham wiejskie ogrody, pachnące sady i może mniej pachnące, ale
równie piękne pastwiska z krowami, które na tle rozległych krajobrazów tworzą
biało-czarne plamki. Kocham styl wiejski we wnętrzach, szczególnie rustykalne
kuchnie pełne starych przedmiotów, emaliowanych garnków, glinianych donic z
rozmarynem, snopów suszonych ziół, serwetek w kwiaty... Kiedy więc z rodziną
postanowiliśmy zrobić sobie wypad za miasto, a nikt nie miał pomysłu dokąd się
udać, przypomniało mi się nagle tamto miejsce sprzed lat…
Pola Lednickie i Wielkopolski
Park Etnograficzny, do których wyciągnęłam mojego brata, bratową, bratanicę i
F. znajdują się trochę ponad 40 km od Poznania. Najpierw odwiedziliśmy Pola
Lednickie i Bramę Rybę. Ja oczywiście miejsce to analizowałam pod kątem
zieleni. Zachwyciły mnie ogromne połacie ziół i kwiatów po których można
frywolnie pobiegać. Wspaniały jest też widok spod Bramy na jezioro i odległe
pola. Przestrzeń wokół jest tak ogromna, wolna i piękna… Można naprawdę
pokontemplować i odpocząć!
Jezioro Lednickie |
Kocham to zdjęcie! |
Po krótkim spacerze po Polach,
udaliśmy się do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego w pobliskich
Dziekanowicach. Tu poczułam się jak w raju! Na wejściu przywitały nas 2,5m
słoneczniki i karczma utrzymana w staropolskim stylu. Choć można w niej zamówić
nie tylko żurek w chlebie (nie polecamy!) ale też hot-dogi (też nie polecamy!),
frytki i kawę (to akurat najbezpieczniejsze warianty menu ;-) ). Dalej
trawiastą ścieżką przemierzaliśmy tę pięknie odtworzoną XIX wieczną wieś. Wokół
rośnie mnóstwo brzóz i lip. Chłopskie zagrody podzielone są według zamożności
właściciela – są mniejsze, większe, wyposażone skromnie lub bogato. Różnią się
także otaczające je ogrody. Przed i w chatach znajdziemy panie przebrane za
gospodynie, które opiekują się skansenem i opowiadają ciekawostki dotyczące
zagród. Na środku wsi, na owalnym placu znajduje się drewniany kościół. Dalej
podążyliśmy na wzgórze z trzema wspaniałymi wiatrakami, mijając po drodze stado
owiec, kozy pasące się na kwietnej łące, uprawy chmielu i aleje z wierzb
głowiastych. Wzgórze… ciche, wietrzne, z widokiem na jezioro, a nieopodal brzozowy
gaik. Idealne miejsce by rozłożyć koc, wyjąć z piknikowego kosza smakołyki i po
prostu leżeć, cały dzień, patrząc w niebo…
We wsi jest jeszcze kapliczka,
cmentarz i dwór, do których nie dotarliśmy, ponieważ niestety… byliśmy na
miejscu godzinę przed zamknięciem muzeum. Obiecałam sobie, że odwiedzę to
miejsce niebawem jeszcze raz… Dla mnie jest cudowne, pełne symboli,
przedmiotów, budynków i roślin, które niesamowicie chwytają mnie za serce. Poczujemy
tu niesamowitą atmosferę przechadzając się zadarnioną aleją wzdłuż drewnianych
sztachet w popołudniowym słońcu. Poczujemy powrót do korzeni, wręcz dotkniemy
dawnych czasów, w których żyli nasi przodkowie… I to jest piękne <3
Kochani! Gorąco Was zachęcam do
odwiedzenia tego magicznego miejsca, niezależnie czy jesteście z Wielkopolski
czy też nie. Ja się zakochałam! I myślę, że każdy, kto wiejski styl w
jakiejkolwiek formie lubi i praktykuje, zakocha się równie mocno :-)
Zostawiam Wam swoją fotorelację i
od razu zapraszam serdecznie do lektury pierwszego wpisu z serii o zapomnianym asortymencie sklepów ogrodniczych, który pojawi się na blogu już niebawem!