Kochani,
Podczas wakacji na blogu
pojawiało się mało wpisów, a to z uwagi na chwilowy brak czasu. Mam okazję
przez pewien czas pracować w centrum ogrodniczym. Praca ta daje mi codziennie
wiele do myślenia i stała się inspiracją do napisania tego i kolejnych
artykułów. Bo kiedy tak obserwuję klientów, rozmawiam z nimi i analizuję ich
wybory, stwierdzam, że duża grupa kupujących jest bardzo przywiązana do
utrwalonych stereotypów ogrodowych i niechętnie z nich rezygnuje. Na nic moje
sugestie… Ludzie nie wierzą mi, że na balkonie można posadzić coś poza czerwoną
pelargonią w skrzynce w górnolotnie zwanym kolorze terakoty… Przez taśmę kasy
przewinęły się setki lobelii, aksamitek, begonii, koleusów i komarzyc. Tzw.
rabatówka. Z bylin? Eleganckie panie „bizneswoman” wynosiły kartony różowych
floksów skomponowanych z perowskią i żółtymi rudbekiami, dobierając do tego
jeszcze niebieską hortensję (bo panią stać) i kulisty, miniaturowy iglaczek
(np. Thuja ‘Golden Globe’). A ogród ponoć w stylu nowoczesnym…
- A co pani poleca?
Niewymagającego, na słoneczne stanowisko?
- Mamy piękne trawy ozdobne.
Świetnie sobie radzą na każdym stanowisku, są ozdobne przez cały sezon.
Eleganckie, minimalistyczne, pasują zawsze i wszędzie…
- Nie, nie! Trawy nie! Coś
kwitnącego. Trawy nam się nie podobają…
- Wobec tego polecam lawendę –
lubi słońce, lekki przewiew. Potrzebuje tylko przycięcia na wiosnę i po
kwitnieniu.
- Nieee… Lawendę jedną już mam.
Koniec końców pani wybiera rozwar
lub jednoroczny barwinek. Takie sytuacje były i są dla mnie codziennością.
Gdy mam chwilę wolnego,
przechodzę po sklepie, po ogrodzie, przyglądam się asortymentowi i myślę… „tak
mało trzeba…” za podobne pieniądze, zamiast – wybaczcie – oklepanego zestawu:
pelargonia + brązowy plastik, można kupić osłonkę z bielonej wikliny i
skomponować w niej lawendę z ostnicą.
Patrzę na to wszystko i widzę
oczyma wyobraźni atrakcyjne zestawienia, rośliny i pojemniki, które zostały dla
siebie wprost stworzone. Widzę bestsellery – tak proste i łatwo dostępne, a
zarazem tak odmienne od stereotypów, niosące świeżość, nowatorstwo, świetny
pomysł na nasze balkony, tarasy i rabaty. I nie rozumiem dlaczego ludzie też
nie chcą widzieć tego, co ja…
Pragnę Wam przedstawić 10
produktów / roślin, które w moim centrum ogrodniczym sprzedają się sporadycznie,
a w mojej opinii powinny być w ciągłym deficycie, ciągle rozkupowane,
zasługujące na mocne lansowanie wśród wszystkich posiadaczy ogrodów, tarasów i
balkonów!
1. Trawy
2. Lawenda
3. Zioła
4. Kosodrzewina
5. Wrzosy
6. Wiklina
7. Glina i ceramika
8. Juta
9. Drewniane skrzynie
10. Domki dla owadów
Oto moje typy. Kolejne 10
krótkich wpisów będzie rozwinięciem dla każdego z nich. Pokażę Wam ciekawe
aranżacje i możliwości kreatywnego wykorzystania wymienionych produktów czy
zestawiania roślin. Zaglądajcie koniecznie i na bloga i do swoich ulubionych
centrów ogrodniczych. Sezon powoli chyli się ku zachodowi, a to oznacza
wyprzedaże ;-)
Zgadzam się z postawioną tezą, że ludzie działają stereotypowo, ale rozwiązanie jest dosyć proste: zamiast przekonywać klientów trzeba stworzyć takie zestawienie. Jakże inaczej będzie wyglądało zioło przycięte, w donicy, skrzynce etc. od tego postawionego na macie.Jak wiadomo klient "kupuje oczami", więc nawet najbarwniejsze opisy kompozycji są mniej skuteczne niż widok takiego zestawienia.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej się z Panem zgadzam! Niestety, to czy w danym sklepie tworzy się przykładowe kompozycje, eksponuje i podkreśla oryginalne rośliny, czy raczej stawia się je w kąt, rzucając na główne stoły, to co dobrze schodzi od lat i przynosi największe zyski, jest już kwestią polityki danej firmy, niezależną od podrzędnego sprzedawcy (którym obecnie jestem ;-)). Dlatego powstał ten artykuł i pojawi się 10 kolejnych, abym mogła - jeśli nie w sklepie, zrobię to na blogu - pokazać Czytelnikom, że można "inaczej".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!