Moi Drodzy!
Na dniach zakwitną kasztanowce
(choć Gąssowski śpiewał, że kasztany). To znak, że zbliża się matura!
Pomyślałam zatem, że może wśród sympatyków Wielokąta są osoby, które stoją tuż
przed egzaminem dojrzałości. A już na pewno są tu osoby, które tegorocznych
maturzystów mają wśród rodziny i znajomych :-) Ten wpis kieruję szczególnie dla
Was. Jeśli macie dylemat co dalej zrobić
ze swoim życiem, jaki kierunek studiów wybrać… A może zastanawialiście się sami
nad ogrodnictwem lub architekturą krajobrazu, ale nie macie co do tego
pewności… Ja dziś przybliżę Wam w telegraficznym skrócie relację z moich
studiów. Powiem Wam o wszystkich wadach i zaletach zostania architektem
krajobrazu ;-)
Mówi się o nas różnie… Żartuje się, że to kierunek dla osób, które
nie dostały się na „zwykłą” architekturę i urbanistykę czy uniwersytety
artystyczne. Ot, taka alternatywa, w końcu w tytule zawodowym skrót arch. się pojawi. Tyle, że arch. kraj. …
Krajobrazu. Nie budynków. Nie układów przestrzennych miast i osiedli. Ba! NIE OGRÓDÓW. Krajobrazu. Czyli, że co?
Co to znaczy? Czego dotyczy?
Ostatnio chwyta mnie refleksyjny
nastrój. Patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość i głęboko analizuję. Kim
jestem? Jaką drogą i dokąd doszłam przez te 4 lata (bo tyle póki co to trwa)
studiowania architektury krajobrazu?… Jak było? Jak jest?
Droga, którą przyjdzie Ci przejść, jeśli zdecydujesz się studiować ten
kierunek, będzie drogą usłaną różami. Tak. Całymi różami. Ich pięknymi i pachnącymi
kwiatami. Ich zielonymi liśćmi. I oczywiście ich kolcami. Pójdziesz nią raz z
górki, raz pod górę. Pójdziesz po prostej i po krętych zaułkach. Czasem
pobiegniesz nią pełen entuzjazmu i zachwytu. Czasem będziesz wlókł się bez
nadziei. Pójdziesz wśród pięknych, starych alei. A czasem przez puste, szare
ścierniska. Czasem w towarzystwie wspaniałych osób. Czasem zupełnie sam.
Rozpędzisz się. By za moment zatrzymać się w jakimś martwym punkcie. Czasem
przystaniesz i zachwycisz się. Czasem upadniesz i zapłaczesz. Pójdziesz
naprzód. Nie raz odwracając się za siebie, szukając powrotu. Powiesz: „to jest
moja droga!”. Wykrzyczysz w rozpaczy „mam dość”.
Ja na swojej drodze widzę już
horyzont. Dlatego jest mi łatwo ocenić obiektywniej, wszystko co dane mi było
przeżyć (choć został jeszcze rok i wiem, że nie raz jeszcze coś mnie zszokuje,
że jeszcze niejeden zakręt przede mną). I
dlatego mówię Ci pomimo tych kolców – nieprzespanych nocy, zapuchniętych od
siedzenia godzinami przed monitorem oczu, płaczu i bezsilności, gdy komputer
umiera podczas zapisu finalnego projektu… pomimo setek nazw łacińskich, które
musisz regularnie wykuwać, pomimo boleści ręki, gdy malujesz trzecią już pracę
w przeddzień zaliczenia z malarstwa. Pomimo obrzydliwie zimnych i ciemnych
wieczorów spędzanych w paskudnych murach uczelni. Pomimo pięknych, wiosennych
popołudni, które musisz poświęcić na siedzenie w tych samych, paskudnych
ścianach. Pomimo tego wszystkiego mówię Ci: NIE MA PIĘKNIEJSZEJ DROGI.
Mówię Ci tak, ponieważ zwariowałam.
Nie da się bowiem zostać architektem
krajobrazu i nie zwariować :-)
A co w tej drodze jest pięknego?
Nic. Jeśli nie kochasz przyrody. Jeśli nie lubisz się rozwijać. Nic,
jeśli nie ma w Tobie chęci, by poszukiwać, kreować, przetwarzać. Nic a nic, jeśli
nie umiesz spojrzeć na otaczającą Cię przestrzeń jak na dzieło, które musisz
chronić, szanować, podziwiać, dobrze kształtować. Jeśli nie umiesz docenić, że
ten zawód daje Ci – jak nikomu innemu – możliwość pracowania w sposób
profesjonalny na najbardziej… zadziwiającym, tajemniczym, nieokiełznanym
materiale – NATURZE.
Jeśli nie posiadasz tych wszystkich… umiejętności, nie martw się.
Ja też nie posiadałam zaczynając studia. To rodzi się w Tobie z czasem (albo i
nie – wtedy prędzej czy później rzucasz studia ;-) ). I właśnie te narodziny są
piękne. Kiedy odkrywasz w sobie to, kim
się stajesz.
Stajesz się przyrodnikiem. Artystą. Architektem. Inżynierem.
Psychologiem. Obserwatorem dosłownie wszystkiego: roślin, zwierząt, ludzi,
budynków, budowli, sztuki.
Czasem będzie Cię to bardzo
męczyć. Szczególnie na początku. Ponieważ odtąd
będziesz patrzył na świat – z autobusu, przez okno, przechodząc przez
ulicę, siedząc w parku – przez tak wiele
pryzmatów i pod różnymi kątami, że zakręci Ci się w głowie od nadmiaru.
Najpierw będzie Ci doskwierać podświadome rozpoznawanie gatunków
drzew, krzewów, chwastów i roślin ozdobnych. Będziesz to robił ciągle,
wszędzie. Robinia, lilak, lipa – tylko
która?, klon. Jak się nazywała ta kulista odmiana? Przyjdzie Ci na pewno
wykonać pędownik na dendrologię. Zielnik z chwastami na botanikę. I z roślinami
ozdobnymi na tak samo nazywany przedmiot. Pamiętam… łącznie zasuszyłam kilkaset
wszystkich roślin (jakieś 300 na zaliczenia, resztę hobbystycznie, oczywiście
nie w jednym semestrze). Regularne przekładanie ich do świeżych gazet… było
wyzwaniem. I znów zaczniesz obserwować bacznie trawniki i ugory. Przypominać
sobie łacińskie nazwy tasznika i cykorii podróżnik, zastanawiając się jaką
jeszcze roślinkę mógłbyś przygarnąć do zielnika, by osiągnąć wymagane 100
gatunków.
Gdy tylko zaczną się pierwsze zajęcia projektowe, poznasz
podstawowe zasady kształtowania krajobrazu i
całą terminologię, będziesz w głowie rozróżniał typy wnętrz
krajobrazowych, analizował ich kompozycję (na każdej ulicy, placu, w parku i
ogrodzie). Potem z analizatora przejdziesz w etap projektanta. To będzie
lawina! (pamiętaj, że rozpoznawanie gatunków nie mija mimo to :-P) Będziesz
wszędzie szukał miejsc wymagających zmiany czy wprowadzenia nowych elementów.
Oczami wyobraźni będziesz stawiał w publicznych przestrzeniach ławki, trejaże,
donice, oświetlenie. Za chwilę dojdą ogrody prywatne. To może naprawdę wkręcić.
Będziesz strzelał oczami za płoty, analizował poprawność doboru gatunków,
materiałów, „mebli” i myślał, jak Ty byś to urządził, w jakim stylu.
W międzyczasie trafi się kilka przedmiotów odnoszących się do
historii architektury, gospodarki przestrzennej i urbanistyki. Zaczniesz
zatem rozpatrywać wygląd, styl budynków. Ich charakter, to, czy pasują, czy
dominują, czy degradują widok, czy raczej go upiększają.
Nie obędzie się bez przedmiotów stricte przyrodniczych: trafi się ekologia, ochrona środowiska,
przyrody, krajobrazu, zwierząt itp. itd. To rozszerzy znów Twój punkt widzenia
o bardzo dużą skalę. O lasy, łąki, torfowiska, wrzosowiska. Chronione rośliny.
Staniesz się ornitologiem i entomologiem (dla niewtajemniczonych będziesz uczył
się – zapewne sporo – o owadach). Obserwując ptaki i owady oczywiście będziesz
operował nazwami łacińskimi ;-)
Pomiędzy tymi filarami trafią się
przedmioty… różne. Matma, fizyka,
symbolika roślin, żywność w kulturze i wierzeniach, wychowanie fizyczne, język
obcy, TI, prawo, ekonomia, technologie pracy umysłowej a nawet etykieta (nie
żartuję, uczono mnie na studiach jak rozkładać widelce na stole!), z których
jednego nauczysz się na pewno – POKORY.
Pamiętaj też, że różne przedmioty będą wykładać różni
specjaliści z różnych dziedzin. Będą Cię próbowali przeciągnąć na swoją stronę.
Ogrodnicy będą mówić Ci, że jesteś
projektantem ogrodów. Architekci
będą mówić do Ciebie tak, jakbyś miał zostać wielkim urbanistą, planistą. Część
z nich będzie uczyć Cię, jak zbudować dom, jezdnię i most zwodzony. Nie
spodziewaj się usłyszeć z ich ust słowa „roślina”.
Będziesz miał też do czynienia z ekologami
i biologami – oni będą mówić Ci, że jesteś architektem krajobrazu czyli „czegoś
dużego”, w związku z czym utożsamią Cię z osobą idealną do zajmowania się
obszarami chronionymi – parkami narodowymi, krajobrazowymi, rezerwatami itd.
Będą także Ci uniwersalni. Podadzą
Ci wiedzę przydatną dla każdej skali – ogródków, przestrzeni miejskich, dużych
parków. Jedni mogą negować postulaty drugich. Ale każdy z nich w inny sposób
uczy Cię wrażliwości, nowego spojrzenia na konkretną dziedzinę. Pojedyncze elementy tej wiedzy wspólnie
stanowią całą układankę. A Ty im więcej się uczysz i poznajesz, tym łatwiej
Ci tę wiedzę segregować, oceniać i wartościować od najbardziej do najmniej dla
Ciebie przydatnej. Sam czujesz co Cię
najbardziej kręci, na którą stronę się przechylasz. Jaką drogę wybierasz.
Czy bardziej betonową? Czy zieloną?
Kończąc ten wywód – chcę Cię
naprawdę zachęcić do zostania architektem krajobrazu. To droga pełna niespodzianek, jedyna w swoim rodzaju. Choć
momentami sfrustrowany, będziesz wciąż blisko natury, architektury, ludzi –
wszystkiego co Cię otacza. Śmiem twierdzić, że mało który zawód ogarnia tyle dziedzin, tyle aspektów naraz. Na to
wszystko możesz mieć wpływ. Możesz to kształtować, zmieniać lub chronić przed
zmianami. Umiesz to ocenić. Rozumiesz, jak mało kto, i znasz swoje otoczenie.
Rozpoznajesz gatunki wszystkich form roślin (drzew, krzewów, pnączy, roślin
zielnych – pospolitych i ozdobnych), zwierząt (w tym wiele owadów ;-)), style
ogrodowe, style architektoniczne, typy krajobrazu, zbiorowiska przyrodnicze.
Umiesz analizować potrzeby ludzi (oceniasz, gdzie lubią przesiadywać, którędy
chodzą, co mógłbyś im zaoferować w danym miejscu). Pracujesz w każdej skali –
umiesz zaprojektować mały ogród, miejski plac, wybrać miejsce, z którego
pokażesz innym piękny, daleki widok na łąki, lasy i wzgórza.
Jesteś wtajemniczony we wszystkie procesy jakie zachodzą na konkretnej
przestrzeni – tu i teraz. W przeszłości i przyszłości. To zrozumienie daje
Ci poczucie totalnego związania z otoczeniem. Czujesz, że stanowisz tego część.
Że jesteś na dobrej drodze.
Nigdy nie przestaniesz nią iść.
Jeżeli raz się na niej znalazłeś, już nie wrócisz do normalności. Nie spojrzysz
przez okno bez zrozumienia. Bez analizowania, bez oceny, bez zachwytu lub
wyobrażania sobie zmian, które byś wprowadził. Już zawsze będziesz wariatem zakochanym po uszy w pięknie tego świata.
Taki właśnie jest architekt krajobrazu.
Pięknie napisane :-)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! :-)
UsuńKwintesencja. Lepiej nie można tego ująć. A na końcu przyjdzie zderzenie z rzeczywistością i wszędzie (i w zamówieniach publicznych, małych i dużych ogrodach, przy drogach, kolejach, parkach, skwerach - wszędzie) pojawi się magiczne słowo - KOSZTORYS. I każdy będzie pytał: dlaczego AŻ tyle? Czy można taniej? Przecież to TYLKO zieleń... spadną wówczas różowe okulary, a miejsca ekscytacji ustąpi złość i bezsilność i będziemy się zastanawiać, dlaczego ONI nie widzą świata tak jak MY? Dlaczego ulubionym słowem jest "cięcie kosztów" albo "redukcja budżetu na zieleń" a nie piękno, użyteczność, estetyka, bioróżnoroność, dobrze dobrany zestaw gatunków, detali, małej architektury? W drugiej odsłonie bezsilności spotkamy się z murem developerów albo ludzi bardzo majętnych i wpływowych, którzy ekologię, krajobraz i ład przestrzenny będą mieli za nic - to będzie jeszcze bardziej bolesne niż :redukcja kosztów", bo tam koszty nie będą się liczyły będzie się liczył zysk i zaspokojone potrzeby powyższych, które nijak mają się do tego, czego uczyliśmy się przez te wszystkie lata, nijak mają się często do przepisów prawa, do naszej miłości do krajobrazu. Taka łyżka dziegciu w tym miodzie:) Ale to nie zwalnia nas ani od dalszego i niezmiennego zachwytu naszym zawodem, od ciągłego doskonalenia siebie i swoich umiejętności i od zwalczania takich patologii gwałtu na przyrodzie, ładzie, krajobrazie.
OdpowiedzUsuń