poniedziałek, 25 września 2017

Zielone cztery kąty - styl botaniczny we wnętrzach

Wnętrze domu lub mieszkania odzwierciedla to, jacy jesteśmy i co lubimy. Miłośnik botaniki umieszcza w czterech kątach wszystko to, co naturalne. Dziś chciałabym bardzo ogólnie przybliżyć  Wam tematykę ostatnio coraz bardziej powszechnego trendu dekorowania naszych mieszkań roślinami i ich elementami...

Ostatnio coraz popularniejsze w sieci stają się inspiracje wnętrzarskie, w których króluje biel ścian, naturalne, ciepłe dodatki z drewna, plecionego hiacyntu czy juty oraz zieleń roślinności w przeróżnych formach – gliniane donice pełne paproci, asparagusów, kaktusów i sukulentów, oprawione i zawieszone na ścianach XIX-wieczne ryciny botaniczne niczym powiększone fragmenty starych zielników, poduszki z motywami roślinnymi i cięte kwiaty, których jeszcze do niedawna nikt by do wazonu nie włożył. Styl ten w Polsce nie posiada żadnej określonej nazwy, mało się o nim mówi a najwięcej inspiracji można znaleźć pod hasłem w języku angielskim – „botanical style”.  Czas to zmienić i przenieść ten niezwykle naturalny, harmonijny styl do naszej świadomości i naszych domów!





Styl botaniczny wynika z zamiłowania do natury, jej bogactwa, wyszukanych form przy jednoczesnej niewymuszoności, subtelności, prostocie. Jest delikatny, stonowany i ciepły, z drugiej zaś strony wyrazisty, kontrastowy i orzeźwiający. Taki, w którym będziemy się czuć dobrze w upalny dzień i w mroźny wieczór.

Wyróżnia się jedną, oczywistą cechą – motywem przewodnim dla każdego elementu wyposażenia wnętrza jest roślina. Każda jej część – liście, łodygi, korzenie, kwiaty, owoce – jest inspiracją do tworzenia deseni na ścianach, zasłonach, obrusach, pledach i poduszkach. Zamiłowanie do morfologii roślin objawia się także w doborze dekoracji ściennych – najczęściej stanowią je oprawione ryciny i przekroje roślin, często tych pospolitych i na co dzień niedocenianych (np. mniszek lekarski), które dla stylu botanicznego stają się prawdziwą sztuką. Jedne bardziej dekoracyjne z dużą dozą artyzmu jak np. prace Marii Sibylli Merian, inne stricte naukowe i pragmatyczne spod piór wielkich botaników. Ścienny zielnik można stworzyć także z własnych zbiorów, bardzo często wykorzystywanym motywem są liście paproci








Wielokrotnie na ścianach wnętrz w stylu botanicznym wiszą żywe obrazy (np. z sukulentów) oraz donice ścienne z kaskadowymi roślinami – różnymi gatunkami paproci, bluszczu, asparagusa, smużyny i soleirolii.





Hodowla roślin jest tutaj prawdziwą sztuką, eksponowaną w każdy możliwy sposób. Wszystko co potrzebne do uprawy stanowi ozdobę – konewki, butelki, stare i podniszczone donice, zardzewiałe nożyce, szpulki naturalnego sznurka do powiązywania. To styl w którym daje się nowe życie naczyniom wyjętym z babcinych szaf – kryształowe misy, porcelanowe wazy, PRL-owskie kolorowe szkło – wszystko to może służyć za pojemniki dla roślin. Chętnie stosowane są uprawy hydroponiczne w przezroczystych naczyniach, dzięki czemu wyeksponowane są systemy korzeniowe roślin.



W stylu botanicznym chętnie wykorzystywane są kaktusy i sukulenty, które dziś znów stają się modne i na nowo odkrywamy ich uroki. Ciekawą alternatywą są także oplątwy – rośliny nie potrzebujące podłoża, które możemy bez problemu położyć na stole albo uprawiać w wiszących szklanych kulach.









We wnętrzu miłośnika botaniki nie może zabraknąć wazonów i butelek wypełnionych ciętymi roślinami zebranymi po drodze z pracy lub na spacerze – kwitnącymi gałęziami drzew owocowych wiosną, dziką marchwią latem, pędami z przebarwiającymi się liśćmi dębu jesienią, zielonymi gałązkami sosny lub obficie pokrytymi malutkimi szyszeczkami gałęziami modrzewia zimą.





Ponadto ozdobami mogą być słoje i misy wypełnione suszonym materiałem roślinnym – gałązkami, korą, szyszkami, spreparowanymi kwiatami. Piękną rzeźbą może być zasuszony korzeń, pniaki brzozy mogą służyć za podstawki pod świece a duże talary drewna za podkładki na stół.


Jak stworzyć wnętrze w stylu botanicznym w kilku krokach?
1.       Stonowane tło – białe lub beżowe ściany, alternatywnie chłodne zielenie i turkusy
2.       Dużo roślin – w różnej postaci – żywej, ciętej, zasuszonej, oprawionej w ramy czy jako deseń na tekstyliach
3.       Naturalne dodatki – meble wykonane z ciepłego, jasnego drewna, kreatywne wykorzystanie pniaków, talarów drewna, karp korzeniowych, fragmentów kory, tekstylia wykonane z grubej bawełny, lnu czy ramii, jutowe donice i worki
4.       Recykling – wykorzystywanie starych glinianych donic, naczyń, słoików i butelek po winie
5.       Łączenie z motywami zwierzęcymi – futrzane pledy, motywy ptaków i motyli w dekoracjach



Wnętrze domu inspirowane naturą, wypełnione roślinami, naturalnymi dodatkami i motywami zwierzęcymi to doskonały pomysł na swoje cztery kąty!

piątek, 12 maja 2017

Drzewa wyklęte. Drzewa chwasty.

Kochani!

Ostatnio dużo piszemy, mówimy, czytamy i słyszymy o drzewach. Głównie napływają do nas przykre informacje o wycinkach i stratach cennych drzew dzięki Lex Szyszko. Jesteśmy wzburzeni, czasem zaskoczeni nagłym brakiem drzew, które jeszcze wczoraj pięknie rosły, czasem już po prostu zrezygnowani, bo nie możemy zahamować tych masowych procesów.

A ja chciałabym dziś popisać o drzewach trochę pod innym kątem. Bo są takie drzewa, które ogół społeczeństwa najchętniej wyciąłby w pień i nigdy już nie pozwolił ich nigdzie sadzić. Są takie drzewa, których nikt nie chce w swoim ogrodzie. Drzewa, które przeszkadzają, są kłopotliwe. Drzewa-chwasty, które spotykamy codziennie, wtopione w krajobraz terenów ruderalnych, zwykłych miejsc w mieście i na wsi, bez większego dla nas znaczenia. Dziś mam dla Was moją subiektywną listę 5 najbardziej niedocenianych drzew!

1.       Topola

Myślę, że na bardzo długo zapamiętam konsultacje społeczne z mieszkańcami jednego z poznańskich osiedli, na których w ramach zajęć akademickich przedstawiałam projekt parku osiedlowego. W swojej koncepcji zastosowałam topole osiki w odmianie. Topole mieszkańcom kojarzą się z jednym – puchem, który jest w okresie owocowania po prostu wszędzie.

Niestety - słowo topola często utożsamiane jest z kłopotliwym puchem nasiennym

Ojoj… dostało mi się mocno i nikt nawet nie chciał słuchać, że istnieją topole, które puchu nie wytwarzają, że to nie do końca jest tak, iż topole łamią się i przewracają przy lekkim powiewie wiatru i że istnieją odporne odmiany rekomendowane przez Zarząd Zieleni Miejskiej…
Nie. Nie będę Was zachęcać, abyście sadzili topole w swoich ogrodach. To bardzo duże drzewo, potrzebujące sporej przestrzeni. Ale będę zachęcać Was abyście popatrzyli na nie pod innym kątem, nie przez pryzmat puchu, który oblepia Wasze pranie, zaśmieca trawnik i wpada do nosa.
Po pierwsze – topole grają. Wytwarzają charakterystyczny, wyjątkowy dźwięk.  Myślę tutaj w szczególności o osikach. Cytując Mickiewicza:

„I była chwila ciszy; i powietrze stało
Głuche, milczące, jakby z trwogi oniemiało. (…)
Jedna osina drżąca wstrząsa liście siwe.”

Szelest małych, okrągłych liści osiki osadzonych na długich i wiotkich ogonkach trudno pomylić z odgłosem innych drzew. Często drżą one przy na pozór bezwietrznej pogodzie. Uwielbiam ten dźwięk…




Falujący przy najmniejszym ruchu powietrza liść osiki


W „Gawędach o drzewach” możemy o osice przeczytać tak:
„Osika nie należy wprawdzie do drzew objętych ochroną przyrody, ale bądźmy dla niej życzliwi, bo tak bardzo wrośnięta jest w nasz krajobraz, w naszą kulturę ludową – tak bardzo polska.”

To kolejny powód dla którego warto spojrzeć przyjaźniej na topole – są one pospolitymi gatunkami stosowanymi w ogrodach wiejskich. Jeśli ktoś lubi folklor – powinien polubić osikę ;-)

Muszę też wspomnieć o topoli włoskiej. Jak wskazuje jej nazwa, przywędrowała ona do Polski z Włoch, najprawdopodobniej jeszcze w XVIII wieku, a rozpowszechniła się szczególnie w XIX. Choć bardzo szybko rosnąca i krótkowieczna, idealnie imituje włoskie cyprysy, więc jeśli jesteście właścicielami domów stylizowanych na toskańskie wille i lubicie styl śródziemnomorski – śmiało możecie użyć tej odmiany jako mrozoodpornego zamiennika ;-)

Topole włoskie niczym śródziemnomorskie cyprysy


Ostatnia topola o której chcę Wam wspomnieć to topola Maksymowicza. Bardzo ją lubię z uwagi na jej wielkie, błyszczące liście, głęboką, zieloną barwę i bardzo zgrabny pokrój. W Poznaniu często spotykam ją na osiedlach z wielkiej płyty – jej balsamiczny zapach jest niezwykle intensywny i sprawia, że chętnie się przy niej przesiaduje.


Duże, błyszczące, grube i skórzaste liście topoli Maksymowicza

Długie kotki to niestety dużo puchu, który wytwarzają tylko FORMY ŻEŃSKIE!

Regularny pokrój topoli Maksymowicza (drzewa.com.pl)



Wszystkie topole posiadają wyżej wspomniany, balsamiczny zapach. Znacie go? Ja zawsze kojarzę go z początkiem jesieni… z grabieniem żółtych liści topoli w chłodne, słoneczne, jesienne popołudnie… I jak tu ich nie kochać? <3


Przebarwiające się na żółto, pachnące liście topoli


2.       Brzoza

To moje ulubione drzewo. Pisałam o niej osobny artykuł (klik) i mogłabym jeszcze wiele. Jest absolutnie najlepsza!
Miałam wiele „swoich” brzóz, które wycięto w pień. Miałam brzozę przed kuchennym oknem – siedząc przy stole mogłam do woli obserwować zawieszoną na niej budkę lęgową, do której przylatywały ptasie pary z jedzeniem dla potomstwa. Miałam pojedyncze brzozy przy moich autobusowych trasach. I brzozowy zagajnik niedaleko domu… Nie ma ich już, więc teraz mam naprawdę swoją brzozę na balkonie ;-)

W „Gawędach o drzewach” możemy przeczytać, że brzoza jest drzewem „bardzo polskim”, „niepokonanym”, „nieustępliwym”. Z drugiej zaś strony… zamknijcie oczy i wyobraźcie ją sobie… delikatne, wiotkie pędy… liście o – śmiem twierdzić – najpiękniejszym ze wszystkich odcieniu zieleni wiosennej. Drobne, szeleszczące przy najmniejszym podmuchu wiatru. Jedyne drzewo o śnieżnobiałej korze! Ażurowy cień, który rzuca jej korona… Brzoza to kwintesencja lekkości, subtelności, romantyzmu… Jest w niej z jednej strony ta zewnętrzna, pozorna niewinność, z drugiej strony wewnętrzna, potężna siła.



Tymczasem na co dzień zapomniana, czasem nawet nielubiana za „śmiecące” kwiaty, nasiona i drobne listki kłopotliwe do grabienia… uważana za rozprzestrzeniającą się jak chwast, wtopiona w mijane co dnia krajobrazy…
Dlaczego warto ją polubić?
Brzoza jest idealnym gatunkiem do nawet najtrudniejszych warunków. Zniesie suszę, zanieczyszczenie i silne nasłonecznienie. Poradzi sobie w pojemnikach i donicach. Jest typową rośliną z rodzaju „zasadź i zapomnij”. Brzoza łatwo się dopasowuje. Możesz ją posadzić w wiejskim ogrodzie – będzie idealnie pasować do kontekstu. Możesz ją posadzić do ogrodu w stylu nowoczesnym – jej biała kora i ażurowa korona będą wspaniale komponować się z ozdobnymi trawami, żwirem czy stalowymi elementami małej architektury. Możesz posadzić ją na środku trawnika – dumną i piękną – jako soliter, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by posadzić brzozy w większych grupach tworząc mini zagajnik, po 3 w kilku miejscach ogrodu jako powtarzalny akcent / motyw przewodni lub w rzędzie, tworząc efektowny szpaler przy ogrodzeniu.

Jedyna w swoim rodzaju, biała, łuszcząca się kora brzozy



Najpiękniejsza zieleń wiosenna młodych listków

Brzozy w większych grupach wyglądają spektakularnie, architektonicznie...


Podsumowując – brzoza zawsze i wszędzie pasuje, jest niezawodna wizualnie i pod względem wymagań. Do tego posiada różne gatunki, a wśród gatunków odmiany, dzięki czemu możemy bez problemu wybrać wielkość, pokrój, barwę liści a nawet fakturę i wybarwienie pnia naszego drzewka!



3.       Robinia
Antropofit. Obcy gatunek. Inwazyjny i trudny w zwalczaniu. Z uwagi na to, że przywędrował do nas z USA nie ma tu wielu naturalnych wrogów i dość mocno się rozprzestrzenia. Może zagłuszać rodzime gatunki…
Myślę teraz o robinii (potocznie i błędnie zwanej akacją) i dochodzę do wniosku, że głównie takie rzeczy o niej słyszałam. A dlaczego nikt nie mówi o jej pięknej korze, która wygląda jak kartka pokreślona grubymi kreskami przez dziecko rysujące w złości…

Ostre rysy 


Dlaczego tak mało mówi się o przepięknym zapachu kwiatów, słodkim i wyczuwalnym z dużych odległości? Kwiatach, którymi możemy dekorować desery i przyrządzać z nich akacjowe racuchy? Dlaczego nie zachwycają nas jej ciernie? Niezwykle malownicze pokroje czasem faktycznie przypominające prawdziwe akacje rodem z sawanny?



Delikatne liście robinii


Niezwykłe pokroje osiągają przede wszystkim starsze drzewa

Pokroje podobne do akacji



Robinia podobnie jak brzoza jest drzewem sprzeczności – silne konary, spękana kora, ciernie i masywna sylweta silnie kontrastują z bardzo delikatnymi, ażurowymi liśćmi i białymi gronami kwiatów… Latem daje nam swoją subtelność, zimą ostrość formy i przenikliwy szelest suchych, pokrytych szronem strąków.
Spójrzmy na nią z uznaniem i nie traktujmy tylko jako rozprzestrzeniającego się chwastu.


Malowane pędy robinii na kontrastowym tle stanowią bardzo oryginalny motyw w naszym ogrodzie


4.       Sumak
Oj nielubiany. Głównie dlatego, że daje dużo odrostów korzeniowych. Rozrasta się na naprawdę spore odległości i „zachwaszcza”.
Ale poza tym? Jest cudowny! Uwielbiam przede wszystkim jego owłosione pędy. Wyglądają zupełnie jakby były pokryte miękkim futerkiem i zachęcają żeby je pogłaskać :-)

Gęsto owłosiony pęd sumaka

Kolejnym powodem, za który go cenię jest pokrój. Parasolowaty i bardzo malowniczy. To drzewko przy dobrej oprawie wygląda niezwykle egzotycznie, jednocześnie nie mając powalających wymagań jak chociażby klon palmowy.
Kolejną jego zaletą są ogniste, jaskrawe kolory liści jesienią! Przebarwiający się sumak wygląda spektakularnie!
Czy nasza niechęć do niego i nazywanie go chwastem nie są przesadzone?


Niezwykle intensywne wybarwienie jesienne


Oryginalne kwiatostany



Parasolowaty, egotyczny pokrój



5.       Jabłoń
Ostatnim drzewem, o którym chcę napisać jest jabłoń. To temat rzeka i o niej także mogłabym zredagować osobny tekst. Uwielbiam jabłonie. Przede wszystkim wynika to z mojego ogromnego zamiłowania do wiejskiego stylu, wiejskich krajobrazów i wiejskich tradycji… Jabłoń jest dla mnie nieodłącznym elementem każdego wiejskiego ogrodu. Ale nie tylko. Możemy jabłonie uprawiać w ogrodach nowoczesnych, np. prowadzone w płaskich szpalerach, dzięki czemu zyskamy oryginalną formę korespondującą z modernistycznymi dodatkami...
Wracając jednak do tradycyjnych drzew jabłoni... Bardzo często zdarza mi się słyszeć od ich właścicieli narzekania – na niesmaczne, robaczywe owoce i co za tym idzie brak użyteczności tych drzew, przy jednoczesnym zaśmiecaniu przez opadłe i gnijące jabłka, zlatującym się robactwie i potrzebie włożenia dużego wkładu w utrzymanie porządku wokół niej.






Kochani – najważniejsza zasada – każda jabłoń aby rodzić zdrowe, smaczne i dorodne owoce wymaga cięcia!!! Jeśli nie tniemy jabłoni lub robimy to nieodpowiednio, naszych owoców będzie dużo ale słabej jakości i faktycznie będą sprawiały tylko kłopot, gnijąc na trawniku. I to właśnie z braku pielęgnacji rodzą się nasze frustracje względem jabłoni…
Prawidłowo pielęgnowana jabłoń oprócz tego, że dostarczy nam wspaniałego, pachnącego i ekologicznego materiału na kompoty, musy i szarlotki, będzie miała także piękny i malowniczy pokrój.




Zanim sięgniemy za piłę by raz na zawsze pozbyć się jabłkowego kłopotu, os i muszek, zastanówmy się czy nie lepiej raz w roku, w okresie zimowo-wiosennym sięgnąć po sekator i latem cieszyć się owocami rwanymi prosto z drzewa, zamiast owoskowanymi, o idealnych, zmodyfikowanych genetycznie kształtach jabłuszkami kupionymi w supermarkecie.
Dajmy szansę naszym pięknym jabłoniom, utrzymujmy to, co na stałe wpisało się w naszą polską tradycję :-)

Na zakończenie – artykuł ma na celu uzmysłowić nam, że drzewa, za którymi często nie przepadamy mają mniej wad niż nam się wydaje. ciągłe piętnowanie tego co na pozór w nich złe sprawia, że nie zauważamy ich piękna, potęgi, walorów dekoracyjnych i możliwości użytkowych.

Patrzmy przychylniej na najzwyklejszą topolę, wsłuchując się w szelest jej liści… pielęgnujmy swoją jabłoń, aby potem nie narzekać… zachwyćmy się jesiennym sumakiem… pomalujmy cierniste pędy robinii tworząc z niej designerski element naszego ogrodu… przytulmy się do brzozy i nie myślmy o niczym złym… KOCHAJMY DRZEWA <3