piątek, 29 kwietnia 2016

Jak zostać architektem krajobrazu i (nie) zwariować

Moi Drodzy!

Na dniach zakwitną kasztanowce (choć Gąssowski śpiewał, że kasztany). To znak, że zbliża się matura! Pomyślałam zatem, że może wśród sympatyków Wielokąta są osoby, które stoją tuż przed egzaminem dojrzałości. A już na pewno są tu osoby, które tegorocznych maturzystów mają wśród rodziny i znajomych :-) Ten wpis kieruję szczególnie dla Was. Jeśli macie dylemat co dalej zrobić ze swoim życiem, jaki kierunek studiów wybrać… A może zastanawialiście się sami nad ogrodnictwem lub architekturą krajobrazu, ale nie macie co do tego pewności… Ja dziś przybliżę Wam w telegraficznym skrócie relację z moich studiów. Powiem Wam o wszystkich wadach i zaletach zostania architektem krajobrazu ;-)

Mówi się o nas różnie… Żartuje się, że to kierunek dla osób, które nie dostały się na „zwykłą” architekturę i urbanistykę czy uniwersytety artystyczne. Ot, taka alternatywa, w końcu w tytule zawodowym skrót arch. się pojawi. Tyle, że arch. kraj. … Krajobrazu. Nie budynków. Nie układów przestrzennych miast i osiedli. Ba! NIE OGRÓDÓW. Krajobrazu. Czyli, że co? Co to znaczy? Czego dotyczy?

Ostatnio chwyta mnie refleksyjny nastrój. Patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość i głęboko analizuję. Kim jestem? Jaką drogą i dokąd doszłam przez te 4 lata (bo tyle póki co to trwa) studiowania architektury krajobrazu?… Jak było? Jak jest?

Droga, którą przyjdzie Ci przejść, jeśli zdecydujesz się studiować ten kierunek, będzie drogą usłaną różami. Tak. Całymi różami. Ich pięknymi i pachnącymi kwiatami. Ich zielonymi liśćmi. I oczywiście ich kolcami. Pójdziesz nią raz z górki, raz pod górę. Pójdziesz po prostej i po krętych zaułkach. Czasem pobiegniesz nią pełen entuzjazmu i zachwytu. Czasem będziesz wlókł się bez nadziei. Pójdziesz wśród pięknych, starych alei. A czasem przez puste, szare ścierniska. Czasem w towarzystwie wspaniałych osób. Czasem zupełnie sam. Rozpędzisz się. By za moment zatrzymać się w jakimś martwym punkcie. Czasem przystaniesz i zachwycisz się. Czasem upadniesz i zapłaczesz. Pójdziesz naprzód. Nie raz odwracając się za siebie, szukając powrotu. Powiesz: „to jest moja droga!”. Wykrzyczysz w rozpaczy „mam dość”.

Ja na swojej drodze widzę już horyzont. Dlatego jest mi łatwo ocenić obiektywniej, wszystko co dane mi było przeżyć (choć został jeszcze rok i wiem, że nie raz jeszcze coś mnie zszokuje, że jeszcze niejeden zakręt przede mną). I dlatego mówię Ci pomimo tych kolców – nieprzespanych nocy, zapuchniętych od siedzenia godzinami przed monitorem oczu, płaczu i bezsilności, gdy komputer umiera podczas zapisu finalnego projektu… pomimo setek nazw łacińskich, które musisz regularnie wykuwać, pomimo boleści ręki, gdy malujesz trzecią już pracę w przeddzień zaliczenia z malarstwa. Pomimo obrzydliwie zimnych i ciemnych wieczorów spędzanych w paskudnych murach uczelni. Pomimo pięknych, wiosennych popołudni, które musisz poświęcić na siedzenie w tych samych, paskudnych ścianach. Pomimo tego wszystkiego mówię Ci: NIE MA PIĘKNIEJSZEJ DROGI.
Mówię Ci tak, ponieważ zwariowałam. Nie da się bowiem zostać architektem krajobrazu i nie zwariować :-)

A co w tej drodze jest pięknego?

Nic. Jeśli nie kochasz przyrody. Jeśli nie lubisz się rozwijać. Nic, jeśli nie ma w Tobie chęci, by poszukiwać, kreować, przetwarzać. Nic a nic, jeśli nie umiesz spojrzeć na otaczającą Cię przestrzeń jak na dzieło, które musisz chronić, szanować, podziwiać, dobrze kształtować. Jeśli nie umiesz docenić, że ten zawód daje Ci – jak nikomu innemu – możliwość pracowania w sposób profesjonalny na najbardziej… zadziwiającym, tajemniczym, nieokiełznanym materiale – NATURZE.

Jeśli nie posiadasz tych wszystkich… umiejętności, nie martw się. Ja też nie posiadałam zaczynając studia. To rodzi się w Tobie z czasem (albo i nie – wtedy prędzej czy później rzucasz studia ;-) ). I właśnie te narodziny są piękne. Kiedy odkrywasz w sobie to, kim się stajesz.

Stajesz się przyrodnikiem. Artystą. Architektem. Inżynierem. Psychologiem. Obserwatorem dosłownie wszystkiego: roślin, zwierząt, ludzi, budynków, budowli, sztuki.

Czasem będzie Cię to bardzo męczyć. Szczególnie na początku. Ponieważ odtąd będziesz patrzył na świat – z autobusu, przez okno, przechodząc przez ulicę, siedząc w parku – przez tak wiele pryzmatów i pod różnymi kątami, że zakręci Ci się w głowie od nadmiaru.

Najpierw będzie Ci doskwierać podświadome rozpoznawanie gatunków drzew, krzewów, chwastów i roślin ozdobnych. Będziesz to robił ciągle, wszędzie. Robinia, lilak, lipa – tylko która?, klon. Jak się nazywała ta kulista odmiana? Przyjdzie Ci na pewno wykonać pędownik na dendrologię. Zielnik z chwastami na botanikę. I z roślinami ozdobnymi na tak samo nazywany przedmiot. Pamiętam… łącznie zasuszyłam kilkaset wszystkich roślin (jakieś 300 na zaliczenia, resztę hobbystycznie, oczywiście nie w jednym semestrze). Regularne przekładanie ich do świeżych gazet… było wyzwaniem. I znów zaczniesz obserwować bacznie trawniki i ugory. Przypominać sobie łacińskie nazwy tasznika i cykorii podróżnik, zastanawiając się jaką jeszcze roślinkę mógłbyś przygarnąć do zielnika, by osiągnąć wymagane 100 gatunków.

Gdy tylko zaczną się pierwsze zajęcia projektowe, poznasz podstawowe zasady kształtowania krajobrazu i  całą terminologię, będziesz w głowie rozróżniał typy wnętrz krajobrazowych, analizował ich kompozycję (na każdej ulicy, placu, w parku i ogrodzie). Potem z analizatora przejdziesz w etap projektanta. To będzie lawina! (pamiętaj, że rozpoznawanie gatunków nie mija mimo to :-P) Będziesz wszędzie szukał miejsc wymagających zmiany czy wprowadzenia nowych elementów. Oczami wyobraźni będziesz stawiał w publicznych przestrzeniach ławki, trejaże, donice, oświetlenie. Za chwilę dojdą ogrody prywatne. To może naprawdę wkręcić. Będziesz strzelał oczami za płoty, analizował poprawność doboru gatunków, materiałów, „mebli” i myślał, jak Ty byś to urządził, w jakim stylu.

W międzyczasie trafi się kilka przedmiotów odnoszących się do historii architektury, gospodarki przestrzennej i urbanistyki. Zaczniesz zatem rozpatrywać wygląd, styl budynków. Ich charakter, to, czy pasują, czy dominują, czy degradują widok, czy raczej go upiększają.

Nie obędzie się bez przedmiotów stricte przyrodniczych: trafi się ekologia, ochrona środowiska, przyrody, krajobrazu, zwierząt itp. itd. To rozszerzy znów Twój punkt widzenia o bardzo dużą skalę. O lasy, łąki, torfowiska, wrzosowiska. Chronione rośliny. Staniesz się ornitologiem i entomologiem (dla niewtajemniczonych będziesz uczył się – zapewne sporo – o owadach). Obserwując ptaki i owady oczywiście będziesz operował nazwami łacińskimi ;-)

Pomiędzy tymi filarami trafią się przedmioty… różne. Matma, fizyka, symbolika roślin, żywność w kulturze i wierzeniach, wychowanie fizyczne, język obcy, TI, prawo, ekonomia, technologie pracy umysłowej a nawet etykieta (nie żartuję, uczono mnie na studiach jak rozkładać widelce na stole!), z których jednego nauczysz się na pewno – POKORY.

Pamiętaj też, że różne przedmioty będą wykładać różni specjaliści z różnych dziedzin. Będą Cię próbowali przeciągnąć na swoją stronę. Ogrodnicy będą mówić Ci, że jesteś projektantem ogrodów. Architekci będą mówić do Ciebie tak, jakbyś miał zostać wielkim urbanistą, planistą. Część z nich będzie uczyć Cię, jak zbudować dom, jezdnię i most zwodzony. Nie spodziewaj się usłyszeć z ich ust słowa „roślina”. Będziesz miał też do czynienia z ekologami i biologami – oni będą mówić Ci, że jesteś architektem krajobrazu czyli „czegoś dużego”, w związku z czym utożsamią Cię z osobą idealną do zajmowania się obszarami chronionymi – parkami narodowymi, krajobrazowymi, rezerwatami itd. Będą także Ci uniwersalni. Podadzą Ci wiedzę przydatną dla każdej skali – ogródków, przestrzeni miejskich, dużych parków. Jedni mogą negować postulaty drugich. Ale każdy z nich w inny sposób uczy Cię wrażliwości, nowego spojrzenia na konkretną dziedzinę. Pojedyncze elementy tej wiedzy wspólnie stanowią całą układankę. A Ty im więcej się uczysz i poznajesz, tym łatwiej Ci tę wiedzę segregować, oceniać i wartościować od najbardziej do najmniej dla Ciebie przydatnej. Sam czujesz co Cię najbardziej kręci, na którą stronę się przechylasz. Jaką drogę wybierasz. Czy bardziej betonową? Czy zieloną?

Kończąc ten wywód – chcę Cię naprawdę zachęcić do zostania architektem krajobrazu. To droga pełna niespodzianek, jedyna w swoim rodzaju. Choć momentami sfrustrowany, będziesz wciąż blisko natury, architektury, ludzi – wszystkiego co Cię otacza. Śmiem twierdzić, że mało który zawód ogarnia tyle dziedzin, tyle aspektów naraz. Na to wszystko możesz mieć wpływ. Możesz to kształtować, zmieniać lub chronić przed zmianami. Umiesz to ocenić. Rozumiesz, jak mało kto, i znasz swoje otoczenie. Rozpoznajesz gatunki wszystkich form roślin (drzew, krzewów, pnączy, roślin zielnych – pospolitych i ozdobnych), zwierząt (w tym wiele owadów ;-)), style ogrodowe, style architektoniczne, typy krajobrazu, zbiorowiska przyrodnicze. Umiesz analizować potrzeby ludzi (oceniasz, gdzie lubią przesiadywać, którędy chodzą, co mógłbyś im zaoferować w danym miejscu). Pracujesz w każdej skali – umiesz zaprojektować mały ogród, miejski plac, wybrać miejsce, z którego pokażesz innym piękny, daleki widok na łąki, lasy i wzgórza.

Jesteś wtajemniczony we wszystkie procesy jakie zachodzą na konkretnej przestrzeni – tu i teraz. W przeszłości i przyszłości. To zrozumienie daje Ci poczucie totalnego związania z otoczeniem. Czujesz, że stanowisz tego część. Że jesteś na dobrej drodze.


Nigdy nie przestaniesz nią iść. Jeżeli raz się na niej znalazłeś, już nie wrócisz do normalności. Nie spojrzysz przez okno bez zrozumienia. Bez analizowania, bez oceny, bez zachwytu lub wyobrażania sobie zmian, które byś wprowadził. Już zawsze będziesz wariatem zakochanym po uszy w pięknie tego świata. Taki właśnie jest architekt krajobrazu.


4 komentarze:

  1. Kwintesencja. Lepiej nie można tego ująć. A na końcu przyjdzie zderzenie z rzeczywistością i wszędzie (i w zamówieniach publicznych, małych i dużych ogrodach, przy drogach, kolejach, parkach, skwerach - wszędzie) pojawi się magiczne słowo - KOSZTORYS. I każdy będzie pytał: dlaczego AŻ tyle? Czy można taniej? Przecież to TYLKO zieleń... spadną wówczas różowe okulary, a miejsca ekscytacji ustąpi złość i bezsilność i będziemy się zastanawiać, dlaczego ONI nie widzą świata tak jak MY? Dlaczego ulubionym słowem jest "cięcie kosztów" albo "redukcja budżetu na zieleń" a nie piękno, użyteczność, estetyka, bioróżnoroność, dobrze dobrany zestaw gatunków, detali, małej architektury? W drugiej odsłonie bezsilności spotkamy się z murem developerów albo ludzi bardzo majętnych i wpływowych, którzy ekologię, krajobraz i ład przestrzenny będą mieli za nic - to będzie jeszcze bardziej bolesne niż :redukcja kosztów", bo tam koszty nie będą się liczyły będzie się liczył zysk i zaspokojone potrzeby powyższych, które nijak mają się do tego, czego uczyliśmy się przez te wszystkie lata, nijak mają się często do przepisów prawa, do naszej miłości do krajobrazu. Taka łyżka dziegciu w tym miodzie:) Ale to nie zwalnia nas ani od dalszego i niezmiennego zachwytu naszym zawodem, od ciągłego doskonalenia siebie i swoich umiejętności i od zwalczania takich patologii gwałtu na przyrodzie, ładzie, krajobrazie.

    OdpowiedzUsuń